Kończy się proces kilkunastu osób oskarżonych o udział w przemycie przez granicę z Białorusią

Kończy się proces kilkunastu osób oskarżonych o udział w przemycie przez granicę z Białorusią

Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku kończy się – trwający od roku – proces kilkunastu osób oskarżonych o przemyt, głównie papierosów, z Białorusi do Polski przez przejście graniczne w Połowcach (Podlaskie).

Część oskarżonych, to byli już funkcjonariusze celno-skarbowi.

W środę część oskarżonych składała wyjaśnienia przed sądem. Zdecydowali się na to po przeprowadzeniu na rozprawach innych dowodów, głównie przesłuchań świadków. Na rozprawie zaplanowanej na połowę listopada ma takie wyjaśnienia złożyć jeszcze jeden oskarżony i niewykluczone, że strony rozpoczną też wtedy mowy końcowe.

Śledztwo Prokuratury Okręgowej w Białymstoku w tej sprawie trwało kilka lat. Zatrzymań dokonywali funkcjonariusze Biura Inspekcji Wewnętrznej Ministerstwa Finansów oraz wydziału do walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, po kilku miesiącach pracy operacyjnej i zbierania dowodów.

Ostatecznie akt oskarżenia objął osiemnaście osób, Polaków i Białorusinów, które – w ocenie prokuratury – działały w zorganizowanej grupie przestępczej. Osiem oskarżonych osób, to byli już funkcjonariusze celno-skarbowi. Jak wynika z informacji, które podawali w sądzie na początku procesu, wszyscy przeszli już na mundurowe emerytury.

Im prokuratura zarzuca korupcję oraz niedopełnienie obowiązków służbowych; według aktu oskarżenia, w latach 2017-2018 przyjęli oni łącznie nie mniej, niż 12 tys. zł za to, że inne osoby mogły wwozić do Polski nielegalne towary, w szczególności papierosy bez znaków akcyzy.

Według prokuratury, cały proceder polegał na tym, że umawiano się na przejściu granicznym z konkretnymi funkcjonariuszami, którzy umożliwiali przewóz danych towarów bez kontroli. Prawie wszyscy oskarżeni nie przyznają się, grozi im do 10 lat więzienia. Na początku procesu prawie wszystkie te osoby odmówiły składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Niewiele mówiły też w śledztwie.

W środę kilku oskarżonych – byłych funkcjonariuszy celno-skarbowych – zdecydowało się złożyć wyjaśnienia. Żaden z nich nie przyznał się do zarzutów korupcyjnych, zwracali uwagę na swoją wieloletnią, dobrą pracę, nagrody i awanse.

Wszyscy zgodnie mówili, że na przejściu były braki kadrowe (zwłaszcza po otwarciu go dla ruchu międzynarodowego, początkowo było to przejście jedynie bilateralne), więc musieli pracować czasem w kilku miejscach naraz, i że każdego dnia odbywało się losowanie w systemie komputerowych, gdzie kto pracuje.

„Przychodząc do pracy funkcjonariusz nie wiedział, gdzie będzie pracował (…). Zmian mógł dokonywać jedynie kierownik zmiany” – mówił jeden z oskarżonych. Kwestionowali też oni zeznania świadków lub – wskazywane przez prokuraturę – okoliczności, w jakich miało dochodzić do przyjmowania łapówek.

W wyjaśnieniach jednego z oskarżonych pojawił się też wątek prawosławnego duchownego. Oskarżony mówił, że kierownik poprosił go nie o „przymknięcie oka” podczas kontroli na granicy, a o przypilnowanie, by odprawa była przeprowadzona w sposób kulturalny i profesjonalny.

Duchowny, którego nazwisko pojawiło się w materiałach operacyjnych z nagranych w śledztwie rozmów, zeznawał przed sądem rok temu, na jednej z pierwszych rozpraw. Zaprzeczył wówczas, by prosił kogoś ze znajomych funkcjonariuszy o przysługę czy szczególne potraktowanie na granicy. Mówił też, że nigdy też nie było takiej sytuacji. Zastrzegł wtedy nawet, że czuł się dyskryminowany, bo – w jego ocenie – był często i szczegółowo kontrolowany. (PAP)

 

Sprawdź więcej informacji na podlaskie24.pl

leave your comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top